środa, 23 grudnia 2009

ruda suka


W pogoni za ciepłem trafiłam na stronę z ogłoszeniami, znalazłam coś dla siebie: szczeniaki do przygarnięcia, znajdują się w przytułku...
A że działam impulsywnie, już następnego dnia siedziałam na tylnim siedzeniu auta znajomych i napierałam na przytułek.
Po 30 minutach zjechaliśmy z głównej drogi, po kolejnych 10 trafiliśmy do miejscowości, w której znajduje się przytułek.
Po kolejnych 30 minutach błądzenia po wąskich polnych uliczkach poczuliśmy niepokój i rezygnację. Pytaliśmy napotkanych ludzi o drogę, w między czasie zrobiło się ciemno, nic nie było widać, a muszę dodać, że lampy przydrożne na tym końcu świata, na tych błotnistych drogach, w tych górkach były rzadkością.
W końcu udało nam się trafić na właściwą drogę, która wyglądała tragicznie. Droga, którą można nazwać kupą błota z jednej strony porośniętą drzewami, a z drugiej ukazującą gdzie możemy się znaleźć, gdy auto skieruje się odrobinę w prawo. Dosyć przerażająco. Z 5 minut później na górce zobaczyliśmy dom, jeden dom, następny dom znajdował się na tyle daleko, że nie było go widać, więc możliwe jest, to że go nawet nie było.
Podjechaliśmy na jakieś pole, a koleżanka wyskoczyła z tekstem: „Jak by nas ktoś zaciukał, to nikt by się nawet o tym nie dowiedział”.
Mój wcześniejszy niepokój, stres i zmęczenie związane z ciężką podróżą przerodził się w paniczny strach. Dom był otoczony wysokim płotem, za którego słychać było szczekanie i jęczenie zwierząt. Czułam się jakbym nagle znalazła się w jakimś chorym horrorze w stylu
„House of 1000 corpses”. I wyszedł za siatki ON niski, zgarbiony, zarośnięty brodą, w dresie ala rynkowy styl lat 90. Jak by nigdy nie opuszczał tej górki, a żywił się ludźmi, którzy przyjechali po zwierzątko. Kto tam wie, pedofile korzystają z Internetu i wabią dzieci, to czemu nie mordercy z górki posługując się Internetem knują intrygi i plany, jak zawładnąć światem, zjadając mieszkańców ziemi.
Pan wybełkotał dość gwałtownie, żebyśmy zjechali trochę niżej , bo może nam auto zjechać. Wariowałam, jak ktoś by mógł zajrzeć do mojego środka zobaczyłby niezły burdel.
Wyszliśmy z auta i niechcący wybiłam na sam początek wycieczki, pozostawiając moich towarzyszy w tyle. Stałam i czekałam na nich, było tak ciemno, że ani ja ich nie widziałam ani o ni mnie. Po chwili nawoływania doszli do mnie i udaliśmy się w kierunku światła.
Przy żarówce, która przyczepiona była do stodoły stała pani w trwałej i bez zębów. Widząc szczeniaki cały niepokój zszedł z nas. Miałam brać tego, który podbiegł do mnie pierwszy, a chwyciłam tego, co stał, jak najdalej.
Pies pod pachę i teleportujemy się do domu. Było ciężko, ale moim zdaniem się opłacało.
W drodze powrotnej wymyślaliśmy imię dla nowego domownika. Padały propozycje: Kufel, Bąbelek... No ale to suka.
Ośliniła mi całe spodnie, głaskałam ją i mówiłam o ty Gnido niedobra. I tak zostało.
Gnida jest z nami ponad tydzień sra, sika, piszczy, wpycha mi się na łóżko, gryzie kable, ale tak ją wszyscy kochamy :) Nasza ruda bestyja :D

1 komentarz: